Kolczatka – TAK czy NIE?

Różne opinie chodzą na temat kolczatki. Przyznam szczerze, że nie było większej przeciwniczki używania tego typu obroży niż byłam ja. Dostawałam białej gorączki jak widziałam psa w kolczatce. Dlaczego zatem zaczęłam ją zakładać Heńkowi? Co takiego się wydarzyło? Czy są jakiekolwiek plusy jej stosowania? Zdania są podzielone i dzielić będą jeszcze wiele lat nasze społeczeństwo.

„KolczatkA to samo zło?”.

Takiego typu komentarze słyszę odkąd zaczęłam nakładać psu kolczatkę (nawet od weterynarza). I nie dziwię się, bo też tak myślałam. Jak już pisałam w poprzednich wpisach, miałam już wcześniej psy i były cudowne! Jedną sunię przygarnęliśmy z ulicy bo ktoś ewidentnie ją porzucił jak śmiecia na targowisku (dosłownie). Sunia (tak ją nazwaliśmy) była wspaniałym psem i nie potrzebowała kolczatki ani żadnej innej dziwnej obroży. Po paru latach spędzonych u nas Sunia odeszła ale pozostawiła po sobie córcię Mikę, … , ta to dopiero był anioł a nie pies 🙂 Nie potrzebowaliśmy zatem kolczatek dla psów, ponieważ miałam mega spokojne psy. Do głowy mi nawet nie przychodziła myśl, że mogłabym zakładać psu kolczatkę i w ogóle nie rozumiałam, dlaczego ludzie są tak okrutni i zakładają psom to dziadostwo. Widząc psa w metalowej obroży z kolcami, wyobrażałam sobie, że cierpi katusze a samego właściciela jak bym miała odwagę to nie raz miałam ochotę zwyzywać. W latach „Mikusiowych” też myślałam, że „kolczatka to samo zło”, … tylko dlatego, że miałam mega spokojne psy i to właśnie przez ten pryzmat patrzyłam na świat.

Z Henrym od samego początku było inaczej. Od pierwszych chwil spędzonych u nas wiedziałam, że to nie jest pies jak każdy inny, którego znam lub znałam. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to jego silny charakter. Skubany nie bał się niczego, strasznie szybko się zaaklimatyzował w naszym domu i już od pierwszych sekund zaczął rządzić. Od razu przejął stery i kontrolę nad naszymi miękkimi sercami. Wówczas myślałam sobie, że to przecież szczeniak i trzeba traktować go jak szczeniaczka. Co za zguba! Ale o tym w oddzielnym wpisie.

Agresja? Strach?

Henry był i jest psem odważnym i nie bał się psów. Lgnął (jak to szczeniak) do każdego przedstawiciela swojego gatunku. Te natomiast widząc czteromiesięcznego ‚kuzyna’ wielkości małego cielaka to ze strachu wolały go obszczekać. W wieku około 6 miesięcy Henry po raz pierwszy spotkał się z prawdziwą agresją od innego psa. Stało się to na spacerze, kiedy to z radości podbiegł do psa, którego właściciel nie potrafił utrzymać. Rzucił się z zębami na Heńka ale na szczęście w porę została sytuacja opanowana. Henry miał lekko poranioną skórę nad okiem. To wydarzenie bardzo negatywnie wpłynęło na zachowanie Heńka. Kolejne dwa przypadki agresji od innych psów sprawiły, że Henry nauczył się jak postępować ze słabszymi psami lub zbyt pewnymi siebie. Przez wiele miesięcy obserwowałam jak mój słodki sceniacek przemienia się w silnego, zbyt pewnego siebie SEBKA z dzielni, którego wszystkie psy mają się bać. Bałam się z nim wychodzić na spacery, ponieważ obawiałam się, że może wyrwać mi się ze smyczą i pobiec do innego psa z niezbyt miłymi zamiarami. Dochodziło do tego, że wolałam chodzić z nim na spacery wieczorami tak, żeby nie spotykać innych psów. Widząc psa po drugiej stronie ulicy potrafił skubany pociągnąć mnie tak mocno, że nie raz lądowałam kolanami i łokciami na asfalcie, zatrzymując ruch uliczny i tylko opatrzność sprawiała, że nam nic się nie stało.

Pierwsza myśl o kolczatce.

Henry nie dosyć, że jest odważny to jeszcze i bardzo silny. Wszystkie negatywne wspomnienia i doświadczenia sprawiły, że zaczęłam poważnie zastanawiać się nad kolczatką, której byłam zagorzałą przeciwniczką. Broniłam się przed nią jak mogłam! Wiele miesięcy szkoleń, jeżdżenia do różnych trenerów, spotkania z behawiorystami, uczęszczanie na agility, nic nie pomogły… to znaczy – pomogły, ponieważ Henry umie wiele sztuczek ale nie sprawiły, że przestał ciągnąć do psów (z wiekiem już trochę to mu mija). Przepłakałam wiele nocy, ponieważ bardzo chciałam pomóc mojemu psu … i sobie .. a nie potrafiłam.

Pewnego dnia na jednej z grup na Facebook’u pewna znajoma opowiedziała mi swoją historię z owczarkiem niemieckim i powiedziała, że mój w porównaniu z jej łobuzem to anioł. Wspomniała, że bez kolczatki nie wychodzi na spacery i mnie radzi to samo.

Po tej rozmowie postanowiłam kupić kolczatkę i zobaczyć jak Henry będzie się zachowywał. Okazało się, że nie wpłynęła wcale na Heńka zachowanie ale bardzo ułatwiła mi spacery z nim. Przedkolczatkowe spacery były dla mnie prawdziwą udręką, ponieważ bardzo się bałam zarówno o to, że w końcu stanie mi się krzywda jak i o inne psy (chociaż wiem, że Henry nie pogryzie psa a zdominuje, ale pewności nie można mieć nigdy).

Słuchajcie! Od momentu jak zakładam Henremu metalową z kolcami to nasze spacery wyglądają inaczej. Wszelkie obawy znikają, ponieważ wiem, że zdołam utrzymać go na smyczy. Co prawda próbuje wyrwać się do psa ale nie jest w stanie mnie pociągnąć za sobą.

Spokojna ja = spokojny pies = spokojny spacer 🙂

Czy polecam kolczatkę?

NIE! Jeżeli masz spokojnego psa albo takiego nad którym potrafisz zapanować. Małemu psu też nie jest w ogóle potrzebna, ponieważ takie pchełki z łatwością można wziąć na ręce lub w jakiś sposób sobie z nim poradzić. Kolczatka nie jest również potrzebna psom, które są podatne na naukę (mój Henry jest podatny ale też zbyt inteligentny, menda jedna).

TAK! Jeżeli masz sporych rozmiarów psa, nad którym nie potrafisz zapanować. Oczywiście będą słowa krytyki mówiące, że są trenerzy itd. ale takie gadanie można wsadzić między bajki, kiedy trener do dupy albo kiedy stajesz w sytuacji zagrożenia, a takowe zazwyczaj się zdarzają na zwykłych spacerach a nie w trakcie szkolenia.

Podsumowując!

W życiu nie sądziłam, że będę pisała wpis na temat kolczatki! Mam jednak nadzieję, że po części zrozumieliście mój punkt widzenia. Z zagorzałego antykolczatkowca stałam się jej zwolenniczką (to za duże słowo ale pasowało do zdania :D). Wydaje mi się, że niektórzy lubią wydawać swoje opinie przed „wydarzeniami”, … zbyt wcześnie … i nieprzemyślanie. Lubimy wychodzić przed orkiestrę i twardo stać przy swoim! Ale w chwilach, kiedy dany problem nas dotyka to od razu przychodzi zaduma i zastanowienie…Jestem tego żywym przykładem 😀

A jakie jest Wasze zdanie i Wasze doświadczenia? Napiszcie w komentarzu.

Pozdrawiam 🙂

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.